[VIDEO] TOGI BEZ SUMIEŃ: 9-latka pomiędzy polami uciekła do mamy. Nie pomógł Prezes Sądu w Przeworsku, ani kuratorzy. 7-letni braciszek Michał jest wciąż więziony. A Sąd Okręgowy w Przemyślu domaga się od nas sprostowania!
Prezentujemy dramatyczny film ukazujący ucieczkę 9-letniej Julii z gospodarstwa rolnego, gdzie była przez 2 miesiące więziona. Teraz izolowany jest tam jeszcze 7-letni Michałek i nie wiadomo co się z nim dzieje. Bo ojciec zablokował telefony i nie pozwala mu na rozmowy z mamą!
Koszmar od ponad dwóch miesięcy rozgrywa się we wsi Ostrów w Gminie Radymno na Podkarpaciu. Wszystkie artykuły znajdziesz pod linkiem:
Przypomnijmy, że pomocy w odzyskaniu dzieci odmówił prezes Sądu Rejonowego w Przeworsku Mariusz Folta. Dzieci były w dniu 25 października 2018 roku na terenie sądu. Prezes Mariusz Folta miał kompetencje, by zamknąć budynek sądu i wydać dzieci matce. Zgodnie z prawomocnym, obowiązującym wyrokiem Sądu Okręgowego w Przemyślu, który określa matkę dzieci Dominikę Baran jako rodzica, przy którym mają być dzieci!
Ale Prezes Sądu Rejonowego w Przeworsku, Mariusz Folta, umył ręce i nie zakończył tego dramatu. Dzieci zostały wyprowadzone z sądu przez ojca - porywacza, Jacka B. - i wywiezione na teren gospodarstwa rolnego w celu dalszej, bezprawnej izolacji.
Jednak 9-letnia Julia tego dłużej już nie wytrzymała. W piątek 26 października wpadła w histeryczny płacz pragnąc wrócić do mamy. Przez sobotę i niedzielę dzwoniła do mamy, będącej tuż po porodzie, zanosząc się koszmarnym, stęsknionym płaczem.
W poniedziałek 29 października 2018 roku rano dziewczynka nie wytrzymała. Powiadomiła telefonicznie mamę, żeby po nią przyjechała na wieś, bo ona ucieknie. Kobieta, obawiając się ataku ze strony nienawistnego, byłego męża, poprosiła o ochronę Krzysztofa Rutkowskiego.
Dwie godziny później na podkarpacką wieś wjechały dwa wozy. W jednym była matka wraz z 6-dniowym niemowlakiem na rękach i nowym partnerem za kierownicą. Tuż za nimi podążał wóz ochrony Rutkowskiego. Dominika Baran była w stałym kontakcie telefonicznym z córką. Dziewczynka wyrwała się z gospodarstwa rolnego i biegnąc między polami uciekała od Jacka B. do mamy.
Całość została zarejestrowana na filmie, który zamieszczamy wraz z niniejszym tekstem. Na kolejnym filmie widać, jak dziewczynka szczęśliwa ciągnie za rękę swoją mamę do ich domu w miejscowości Kańczuga, gdzie od ponad tygodnia szczęśliwie są już razem.
Ale końca koszmaru nie widać. Bo Jacek B. nie chce oddać dobrowolnie 7-letniego Michałka.
Jacek B. ma telefoniczny kontakt z Julią, bo Dominika Baran od chwili powrotu Julii do Kańczugi na bieżąco informuje go, co dzieje się z dzieckiem. I daje mu Julię do telefonu.
Ale Jacek B. nie odwzajemnia tego kontaktu z 7-letnim Michałkiem. Zablokował telefon Dominiki, więc nie może się ona do synka dodzwonić. A kiedy Jacek B. dzwoni do Julii, to Michałka nie ma przy telefonie. Jest kompletnie odizolowany.
- On chyba za mną strasznie płacze i chyba strasznie chce wrócić do mnie, tak samo jak Julia. Dlatego ojciec go izoluje, bo obawia się, że też ucieknie - przekazuje Dominika Baran.
Dodatkowo wychodzą na jaw kryminalne aspekty działania Jacka B. Julia przekazała mamie, że ojciec kazał jej i bratu kłamać w dniu 25 października 2018 roku w Sądzie Rejonowym w Przeworsku podczas przesłuchania. Zmusił ich, by mówiły nieprawdę, że nie chcą być z mamą, tylko z tatą. Te zeznania dziecka zostały już dostarczone do organów ścigania.
- Sprawę należy dokładnie zbadać pod kątem wprowadzania sądu w błąd i poświadczania nieprawdy. Grozi za to 8 lat więzienia - przekazuje Krzysztof Rutkowski, który udziela rodzinie ochrony i wsparcia.
Dziś Julia jest na specjalistycznych badaniach, bo ojciec domaga się telefonicznie od niej, by natychmiast wróciła do niego na wieś. Wykrzykuje przez telefon powodując u dziecka strach i bezsenność.
- Julia zaczęła chodzić do szkoły po dwóch miesiącach izolacji. Ma straszne zaległości, a dodatkowo boi się, że tata ją porwie ze szkoły - mówi Dominika Baran, która o swoim koszmarze poinformuje dziennikarzy w Przemyślu w najbliższy czwartek o godzinie 14:30 podczas konferencji prasowej z udziałem Krzysztofa Rutkowskiego.
Kobieta upubliczni nagrania potwierdzające koszmar, jaki zgotował Jacek B. razem ze swoimi rodzicami czyli Grażyną i Kazimierzem B. dzieciom we wsi Ostrów w Gminie Radymno.
Mediacji w zakończeniu tego koszmaru odmówił mecenas Jacka B., adwokat Jacek Przemieniecki z Lubaczowa. Powziąwszy informacje o nagraniach obciążających Jacka B., będących w posiadaniu Krzysztofa Rutkowskiego, poniżył go naśmiewając się.
Poinformowaliśmy go, że o tym dyskryminującym zachowaniu powiadomimy Okręgową oraz Naczelną Radę Adowkacką, Ministerstwo Sprawiedliwości oraz Media. Wówczas odpisał, że możemy skarżyć się wszędzie: "Proszę powiadomić jeszcze Episkopat, Biały Dom, Watykan, Wlodka Putina i misia Kolargola"
Nasza redakcja otrzymała też wniosek o zamieszczenie sprostowania z Sądu Okręgowego w Przemyślu. Stoi on na stanowisku, że sędziowie i kuratorzy wykonują przy tym koszmarze swoje obowiązki należycie. Zamieszczamy zdjęcia z wniosku otrzymanego z Sądu wraz z niniejszym tekstem.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?